Kilka dni po zapoznaniu się z nową szkołą popadłem w rutynę. Codziennie
to samo, wstać, iść na lekcje, wrócić do pokoju, zrobić lekcje,
poćwiczyć żonglerkę i iść spać. Nawet gdybym chciał zrobić coś poza tym
schematem to i tak nie miałbym czasu, a nie zamierzam łazić po szkole w
czasie ciszy nocnej. Nie chcę się po prostu narażać nauczycielom...
Ten dzień chyba miał być inny niż reszta. Już na samo "Dzień dobry"
zamiast czystego nieba i rażącego słońca zauważyłem za oknem burzę. Nic
nie potrafi zdołować bardziej niż ulewa a świadomość, że musisz iść na
lekcje jeszcze bardziej dobijała. Niechętnie wstałem, ubrałem się i
zabrałem swoją torbę po czym wyszedłem ze swojego pokoju. Szedłem
korytarzem z nosem w planie lekcji aż do momentu w którym wpadłem na
kogoś. Wstałem, otrzepałem się i wymamrotałem ciche
Przepraszam.
Dopiero gdy podniosłem głowę zobaczyłem przed sobą jakiegoś chłopaka.
Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę, z zamyślenia ocucił mnie
dopiero dzwonek zapraszający na lekcje. Westchnąłem cicho i udałem się
do sali biologicznej.
Zajęcia były bardzo ciekawe, omawialiśmy dzisiaj zróżnicowanie ssaków,
co było dla mnie łatwizną. Szybko wykonałem zadania przydzielone przez
nauczyciela a resztę lekcji spędziłem na przeglądaniu podręcznika. Przy
okazji zrobiłem też zadanie z matematyki, o którym zapomniałem.
Skończyłem je robić w ostatnim momencie, gdy zadzwonił dzwonek wyszedłem
jako pierwszy z klasy. Deszcz nadal nie przestawał lać. Usiadłem więc
na parapecie i patrzyłem się przez okno jak krople deszczu wpadają do
coraz większej kałuży znajdującej się na chodniku. Zapewne siedziałbym
tak jeszcze dłużej gdyby nie to, że koło mnie pojawiła się jakaś osoba,
która najwidoczniej czekając na lekcje postanowiła stanąć na uboczu
- Um... hej - przywitałem się z lekkim uśmiechem na ustach nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć.